Wiem, znienawidzicie mnie za te zdjęcia. Po prostu Korsz nie da się ukazać inaczej. Ciekawych obiektów dla szerszej publiki jest niewiele, za to ruder i powybijanych szyb mnóstwo. Najgorsze jest to, że zaczynam powracać do mojej dawnej pasji, czyli urban exploration i będę Was katować takimi tematami. Niby nie ma nic ciekawego w fotografowaniu starych domów i płatów łuszczącej się farby - i tu się mylicie. Ale nie ma też atrakcji w polnych makach, chabrach i rzepaku - ileż można. Będą więc stare domy, stacje, rzeźnia i wiele
atrakcji dla tych, którzy gustują w opuszczonych obiektach.
Zatem dziś Korsze. A że Korsze to miasto kolejowe, więc voilà, witaj przygodo.
To mazurskie miasteczko liczy 5 tys. mieszkańców.
Nie istniałoby, gdyby nie to, że zbudowane na początku drugiej połowy
XIX w. dwie najważniejsze w Prusach linie kolejowe, Królewiec-Ełk i
Berlin-Toruń-Wystruć (obecnie Czerniachowsk w Obwodzie Kaliningradzkim)
musiały się gdzieś przeciąć. Miejsce to wypadło na terenie dóbr majątku
Korsze. Zbudowano tu kolejową osadę, a
stacja zaliczana była nawet do najważniejszych w Prusach Wschodnich. W 1973 roku węzeł kolejowy zatrudniał około 1500 osób i był ważnym czynnikiem miastotwórczym. Dziś ślad po tej świetności zaginął.
W Korszach są trzy wieże wodne. Najokazalsza z nich ma kształt kuli i została wzniesiona w 1915 roku. Tego typu wieże
spotyka się niezmiernie rzadko. W Polsce znajduje się jeszcze tylko kilka podobnych obiektów - np. na stacji Runowo Pomorskie, Dąbrówno. Przy przejeździe kolejowym ustawiono unieruchomiony parowóz Ol-49.
Powyżej figura św. Floriana przy kościele Podwyższenia Krzyża, tabliczka Orzeszkowa vel Orzeszkowej - lubię takie hece, i neogotycka cerkiew prawosławna pw. św. Piotra i Pawła z 1905 r. To miasto czerwonej cegły i zawsze marzę o tym, aby nikt tych domów nie ocieplił. Żółty budynek poniżej powstał w latach 1936-1938, na planie litery „L” z dostawianą, cylindryczną basztą, pełniącą funkcję klatki schodowej. W latach 1953-1983 jako budynek socjalny służył pracownikom zakładu sieci rybackich, a od 1957 roku część obiektu adaptowano na potrzeby zakładowego domu kultury.
Korsze z początków minionego wieku słynęły z restauracji dworcowej,
która zdolna była w ciągu 10-minutowego postoju pociągu
zaopatrzyć wszystkich chętnych w grochówkę na wędzonej szynce, Wschodniopruskiej Szkoły
Pszczelarskiej – jedna z dwóch na terenie Niemiec, zakładu impregnacji słupów telegraficznych i elektrycznych oraz basenu kąpielowego, który w
okresach zimowych służył jako lodowisko. Istniał tu też młyn, mleczarnia, fabryka mleka skondensowanego. Po wojnie spółdzielnia handlowa „Korszynianka” otworzyła masarnię, dwie piekarnie i wytwórnię wód gazowanych. Najpoważniejszym zakładem przemysłowym w Korszach były Olsztyńskie Zakłady Sieci Rybackich. Dziś po tym wszystkim pozostało wspomnienie.
Ogólnie Korsze są bardzo senne, ludzie przemieszczają się na rowerach, patrzą dziwnie na przybyszów robiących zdjęcia telefonem, a w wielu witrynach sklepowych widnieje napis: "Do wynajęcia" lub "Sprzedam". Trzypokojowe mieszkanie kosztuje tu 90 tys., w Olsztynie ponad dwa razy tyle i pomyślałem sobie nawet, że żyć tu na emeryturze byłoby bardzo przyjemnie. Ale na razie zadaję sobie pytanie, jak żyć do emerytury. A może zostanę rentierem, sprawa jest rozwojowa :)
W Korszach spędziłem kilka godzin, pies strasznie szczekał w pociągu, starsza pani opowiadał mi o wyzwoleniu miasta przez czerwonoarmistów oraz o tym, że cudów tu nie uświadczysz, a kebab był bardzo suchy. Do tego kasa biletowa, która czynna jest trzydzieści minut przed odjazdem pociągu oraz cisza, smutna cisza. Ot, takie mazurskie miasteczko.