Warmińskie Carcassonne - mówił oczarowany Ornetą Jan Jakub
Kolski. Tu nakręcił poetycką Wenecję. Najstarszy dzwon na Warmii wybija południe właśnie z orneckiej ratuszowej wieży, dookoła mnóstwo kamienic, które zwracają uwagę odpadającym tynkiem, jest też czerwień średniowiecznych
murów, spadzistych dachów, daszków, biel okien i niezliczona ilość gołębników. Wszystko zastygłe
w jakiejś niezwykłej ciszy, spokoju. Nikt się nie spieszy, nie goni za lepszym. Na przyratuszowej ławce trwają codzienne Polaków rozmowy. Taka właśnie jest Orneta. Taką Wam ją pokażę.
W orneckiej Fabryce Wozów powstawały
dawniej nowoczesne modele furmanek z kołami wyposażonymi w pompowane opony, z
odblaskowymi światłami i pozycyjną lampą naftową w standardzie, była tu też cegielnia, browar, fabryka tabaki, przepiękny młyn
„Koy” oraz uzdrowisko,
szpital i koszary - obecnie opustoszałe i niezagospodarowane. Orneta ma też swoją legendę. Wieki temu żył w Ornecie smok. Był to
potwór pożerający nie tylko zwierzęta. Ofiarą padały również kobiety i
dzieci. Wielu rycerzy, którzy próbowali uwolnić miasto od tej klęski,
padało w walce, aż wreszcie jednemu z nich udało się zabić smoka. Ślady tej legendy znalazły odbicie w herbie miasta. Najstarszy
wizerunek herbu Ornety znany jest z pieczęci na dokumencie z 1388 roku.
Przedstawia on smoka gryzącego się w ogon.